Przejdź do głównej zawartości
6 minut

Dostałeś projekt gratis? Zobacz ile naprawdę za niego zapłaciłeś.

Projekt gratis dorzucony do zakupu płytek, pomoc projektanta w pakiecie do zamówienia kuchni czy oferta darmowego projektu w cenie wykończenia pod klucz może nęcić i stawiać pod znakiem zapytania konieczność korzystania z usług „tradycyjnego” architekta wnętrz. Nie raz spotkałam się z argumentacją inwestorów, którzy rezygnowali z projektu, bo „w sklepie dostaną ten projekt za friko”. Jeśli ktoś jeszcze wierzy, że cokolwiek w dzisiejszych czasach można dostać bez opłat, jest idealnym celem wszystkich kampanii reklamowych.

Kilka miesięcy temu Polskę opanowała biała gorączka na punkcie Gangu Świeżaków z Biedronki. Gdyby ktoś jeszcze jakimś cudem nie wiedział o co chodzi, to przypominam, że cała ta psychoza dotyczyła ośmiu pluszowych warzyw, które absolutnie nie robiły nic, oprócz głupich min i nabijania ludzi w butelkę. Zasada była prosta: wydaj bilion złotych a dostaniesz Świeżaka. Ktoś podliczył, że łącząc ze sobą kilka opcji, wspierając się kartą lojalnościową i robiąc podwójną gwiazdę przed kasą wystarczy wydać w Biedronce 600 zł, aby dostać pluszaka. Aby więc zebrać cały gang, wystarczy obkupić się za 4 800 zł. Osiem pluszaków dorzuconych do zakupów za blisko 5 tysięcy złotych! Nic tylko brać. Jak wielka jest siła reklamy i przekonania, że coś należy nam się „za darmo” (wbrew całej arytmetyce i logice), miałam okazję przekonać się, kiedy stojąc w kolejce z mlekiem pod pachą i Prezesem na ręku, byłam świadkiem awantury o brak Pieczarki Piotrka czy innej brukselki. Kobieta niewiele starsza ode mnie wylała cały swój gniew na bogu ducha winną kasjerkę, jakby na obecności pluszowego warzywa opierała się cała ludzka egzystencja. I na nic zdały się tłumaczenia, że za kilka dni będzie dostawa maskotek- klientka z całą stanowczością zażądała widzenia z kierownikiem sklepu. Jednego można w tej sytuacji Biedronce pozazdrościć- sprawnego działu marketingu, który wpadł na pomysł tej akcji promocyjnej.

Tego samego sukcesu zazdroszczą wszyscy handlowcy, którzy do zakupu swoich produktów dorzucają projektanta w cenie. Jeśli więc zastanawiasz się czy skorzystać z oferty, która gwarantuje projekt gratis- sprawdź najpierw ile tak naprawdę za niego zapłacisz.

Projekt gratis, czyli za ile?

Niezależnie od tego czy proponowany jest Ci projekt łazienki, kuchni czy salonu- jest on obwarowany jednym warunkiem: dostaniesz go w cenie jeśli zrobisz zakupy w tym konkretnym sklepie. Jak nietrudno więc się domyślić, zabieg ten ma na celu przede wszystkim namówienie do zakupu u tego sprzedawcy, a nie u konkurencji za rogiem. A projekt gratis ma przekonać, że skoro i tak jesteśmy zdecydowani na wydanie pieniędzy to warto otrzymać coś za darmo. Ale to „za darmo” może nas sporo kosztować, bo aby producent mógł pozwolić sobie na taką ofertę musi ponieść koszty:

  • wynajęcia i utrzymania lokalu
  • zatrudnienia projektanta
  • zakupu sprzętu i programu komputerowego
  • a oprócz tego wygenerować zysk, czyli nie dopłacać do interesu

Wszystkie powyższe koszta w pewnym stopniu siłą rzeczy są więc ukryte w usłudze, która tylko w teorii jest gratis. Cały szkopuł polega na zatrzymaniu klienta w tym konkretnym sklepie a nie wypuszczenie go z gotowym projektem, aby materiał mógł zakupić w bardziej korzystnej cenie.

Ile więc naprawdę kosztuje usługa projektanta? Najłatwiej przedstawić to na przykładzie płytek. Jeśli przeciętna łazienka ma około 4-5m2 to potrzeba około 20-25m2 płytek na jej aranżacje. Jeśli więc wybrane przez Ciebie (lub projektanta) płytki są tylko o 20 zł droższe niż te same zakupione w sklepie bez tej usługi (lub w internecie) to różnica w cenie wynosi około 450zł. Zazwyczaj istnieje możliwość zakupu również fug i chemii budowlanej, na której dodatkowa marża wynosi około 150 zł. Jeśli sklep oferuje sanitariaty i armaturę, to możesz przepłacić nawet dodatkowe 500 zł. Korzystając bowiem z projektu w cenie zakupu, pole negocjacji cen z handlowcem pozostaje bardzo niewielkie. To co sklep mógł zaproponować jako rabat zostało właśnie przekazane na prowizję dla projektanta. W tej sytuacji koszt projektu zaczyna się od kilkuset złotych. Czy to nadal tak dobra okazja?

Jeszcze drożej przedstawia się sytuacja jeśli weźmiemy pod uwagę tak zwane pakiety wykończenia pod klucz. Oferuje je obecnie dużo firm, w lepszej bądź gorszej cenie, a także kilku deweloperów, którzy widzą w tym szansę na szybszą sprzedaż mieszkań. Jednak wygoda jaką niesie za sobą to rozwiązanie ma też swoją wysoką cenę. Opierając się bowiem na cenie za m2 ciężko wyliczyć, ile tak naprawdę kosztowało wykończenie naszego mieszkania. Za usługę zdejmującą z inwestora konieczność szukania materiałów i wykonawców płaci się słoną marże. Mój klient, który chciał kiedyś skorzystać z takiej oferty policzył, że to blisko 20% całości kontraktu. Jeśli więc założyć, że wykończenie mieszkania o powierzchni 50m2 będzie kosztować około 40 tys. zł. to ta sama usługa bez pośrednictwa firmy byłaby o 8 tysięcy niższa. W tej cenie  powodzeniem można zlecić projekt architektowi wnętrz, który z tą samą dokładnością wykona projekty i znajdzie wykonawców, a jeszcze zostanie na dobrej klasy lodówkę czy pralkę. Więc to „gratis” ma swoją wysoka cenę.

Cena projektu, jak ją określić?

Dodawanie projektu do zakupu towaru nie jest złe, dla wielu klientów to wygodne rozwiązanie. Ale czarowanie, że to usługa gratis jest czystym mydleniem oczu. Inwestor skuszony taką reklamą nie jest nawet świadomy, że za projekt i tak zapłacił a przy okazji dał zarobić nieuczciwej firmie. Bo jeśli tę samą pracę wykonałby dla niego architekt wnętrz, a on z gotowym zamówieniem zgłosił się do sklepu, to mógłby liczyć na spory rabat. Gdzie jest więc to „gratis”?

Nie mam nic przeciwko świadczeniu przez firmy usług projektowych, w końcu nie każdemu zależy na kompleksowym projekcie całego mieszkania. Taka usługa może być po prostu najlepsza w sytuacji kiedy chcemy szybko wyremontować jedną łazienkę czy odświeżyć kuchnię. Jednak cena projektu dorzuconego do zamówienia jest praktycznie taka sama jak w przypadku skorzystania z architekta wnętrz, a który nie ogranicza się ofertą jednego sklepu i jego asortymentu.

ZOBACZ TEŻ : Ile kosztuje projekt aranżacji wnętrz?

Korzystając z oferty „projekt gratis” masz prawo wymagać takich samych warunków zakupu jak klient przychodzący z własnym zamówieniem. W każdym innym przypadku po prostu przepłaciłeś. 


JEŚLI PODOBAŁ CI SIĘ TEN POST, UWAŻASZ ŻE BYŁ PRZYDATNY, ZABAWNY LUB WARTOŚCIOWY- PODZIEL SIĘ SWOJĄ OPINIĄ W KOMENTARZU I UDOSTĘPNIJ GO SWOIM ZNAJOMYM. NIECH IDZIE W ŚWIAT I ŚCIĄGNIE TU WIĘCEJ FAJNYCH LUDZI. DZIĘKI!

  1. Zmieniłaś komentarze na discqus? Oj nie lubię tego 🙁 A co do wpisu.To kiedy Kowalski remontuje łazienkę i korzysta z projektu gratis w salonie płytek, to jest dla mnie ok, ale kiedy ktoś wykańcza apartamentowiec i to robi to jest dla mnie po prostu żenada.

    • Alicjo, ale nie ma żadnych minusów korzystania z Disqusa. Ba, zalet jest za to cała masa. Są ładniejsze i dużo bardziej funkcjonalne od standardowych. Dodatkowo umożliwiają komentowanie przy pomocy np. Facebooka. Masz też całą historię swoich komentarzy. No i możesz oceniać komentarze innych. 🙂

      • Macieju uważam, że minus jest przede wszystkim jeden. Bardzo dbam o to, by moja aktywność w internecie jak najmniej służyła zbieraniu danych o mnie. Nie mam interesu w tym, żeby ktoś mógł różne moje aktywności w internecie łączyć i wykorzystywać do swoich celów. Nie ogarniam osób, które mają prawdziwe konto na FB, ze swoimi prawdziwymi danymi, informacjami o pracy, miejscu zamieszkania, zdjęciami i za pomocą tego konta, robią zakupy, wyrażają opinie itd. Nawet jeśli chodzi o niewinne wydawałoby się dyskutowanie, to z jakiego powodu miałabym chcieć, żeby ktokolwiek miał dostęp do wszystkich wyrażonych w różnych miejscach w internecie opinii?

        • Masz pełną rację, ja również nie rozumiem ludzi, którzy dodają komentarze z użyciem facebookowego konta. Zbyt wiele danych jest wtedy dostępnych publicznie.

          Tylko że nadal nie zmienia to faktu, że nie wskazałaś ani jednego minusa Disqusa. 🙂 Nikt nie każe Ci przecież logować się przy pomocy fejsa. Możesz nadal dodawać komentarze tylko i wyłącznie z użyciem ksywki (ponieważ nawet mail można wpisać dowolny, gdy dodajesz komentarz jako gość). A więc jest to taka sama funkcjonalność, jaką dostarczają standardowe komentarze WordPressa. Różnica polega tylko na tym, że Disqus jest po prostu bardziej rozbudowany – jednak nikt nie zmusza Cię do korzystania z tych wszystkich dodatków.

          • Może się mylę ale disqus daje tylko takie możliwości. Albo całkowita anonimowość, gdy piszę jako gość albo zupełny jej brak, gdy posługuję się tożsamością z FB lub po prostu tożsamością „disqusową”, czyli taką, która identyfikuje mnie jako osobę, której aktywność w wyrażaniu opinii można prześledzić. Mnie jednak odpowiada tożsamość, którą nazywam tożsamością blogową. I to takiej jestem przyzwyczajona. Ponieważ jestem blogerem i nie mam nic przeciwko identyfikowaniu mnie w internecie pod tym kątem. Jeśli wypowiadam się w internecie to w danym momencie podpisuję się pod tym całą sobą. Nie zamierzam jednak karmić troli, którzy, gdy nie spodoba im się to co piszesz potrafią wygrzebać i użyć przeciwko tobie faktów, czy osobistych zdarzeń, które przytoczyłeś w swoich wypowiedziach czy po prostu wyjąć z kontekstu Twoje własne słowa i i używać ich jako argumentu przeciwko Tobie.

          • Ale ja z tym wszystkim się zgadzam. 🙂

            Chodzi mi tylko o to, że Disqus zawiera w sobie te same funkcje, które dostarczają komentarze domyślne. Jest więc lepszy, bo zawiera to samo + nowości. Nikt nie każe z tych nowości korzystać, więc wtedy mamy równość w funkcjach.

          • no właśnie nie, ponieważ w disqus nie daje mi możliwości podpisywania się identyfikowalnym nickiem bez możliwości śledzenia wszystkiego cokolwiek w internecie napisałam. Więc to nie to samo plus nowości. To raczej ograniczenie, o które mi chodzi.

            Na przykład teraz każdy może się podpisać Alicja zaznaczyć pisanie jako gość a ty pomyślisz, że kontynuujesz dyskusję z tą samą osobą. Żeby dać Ci pewność, że rozmawiasz ze mną musiałabym się zalogować. Ale wtedy już widzisz każdą moją wypowiedź w necie a tego nie chcę.

            Może jednak czegoś nie wiem i jest możliwość ustawień w profilu takich, które mnie nie będą śledzić?

  2. Niezłe wyliczenie z tą Biedronką, tym bardziej że maskotki są… ohydne 😉 W Żabce zbierało się nalepki, cena jednego pluszaka (np. psa) wynosiła 50 zł, pamiętam to jak dziś. To samo w Lidlu – robisz zakupy, a książka wpada przy okazji. No i nie dziwię się, że przeniosło się to również na pole remontowo-urządzeniowe. Każdy chce zarobić. Wolny ryneczek.
    Pozdrawiam, Ania z D.

    • Każdy walczy o klienta sposobami, które wydają mu się skuteczne. Tylko czy faktycznie takie są? To działa do czasu, aż przyjdzie konkurencja i oprócz projektu gratis dorzuci jeszcze transport czy montaż. Zawsze znajdzie się ktoś „sprytniejszy”.
      Na szczęście widzę również wśród swoich klientów, którzy sparzyli się raz na takim „projekcie gratis”, że nie byli z niego zadowoleni i wracają z prośbą o wykonanie projektu. Szkoda, że muszą wtedy ponosić podwójny koszt projektu.

  3. Myślę, że warto być w tym wypadku realistą i mieć świadomość, że żadna usługa projektowa oferowana w sklepie nie jest tak naprawdę gratis. Cenny wpis. Co do promocji 'warzywnych’ w Biedronce – niestety, reklamy TV o takich promocjach przede wszystkich przyswajają dzieci, i to z nimi warto w pierwszej kolejności uczciwie rozmawiać o tym, jakimi mechanizmami posługują się handlowcy, tłumacząc to oczywiście językiem dostosowanym do wieku dziecka 😉 Moja córka już rozumie jak to działa i nie domaga się. Jak zwykle – dzieci monitorują i naśladują zachowania rodziców, więc przede wszystkim rodzic powinien umieć zadać sobie kilka ważnych pytań co do własnych wydatków.

    • Reklama dźwignią handlu 🙂 Jak udało mi się w między czasie dowiedzieć identyczną promocje miał hiszpański oddział Lidla. Jeśli działa to na dorosłych to jak opowiadać o tym dzieciom? Chętnie dowiem się jak wytłumaczyłaś to swojej córeczce 🙂

  4. Uwielbiam Cię czytać ❤️ Ale tutaj się nie do końca zgodzę .. bo poczułam się wrzucona do jednego worka 🙂 a wiem .. ze gdzieś tam jeszcze jest ktoś taki jak ja.. Otoz właśnie ja pracuje jako projektant łazienek w Salonie Łazienek. I nie wyobrażam sobie aby potraktować Klienta jak „masówkę” i odwalić dla niego kolejny projekt tylko dlatego ze kupuje u nas płytki.. a często spotykam się na różnych forach z takim stwierdzeniem.. ze taki projektant to tylko zrobi układ płytek o do widzenia. Owszem, jeśli ktoś ma już zrobiona instalacje i nie może jej ruszyć, projektuje mu tylko płytki .. ale jeśli tylko jest taka możliwość, rozważam z Klientem opcje zmian. I robię wszystko żeby Kljent jak najlepiej się poczuł i oczywiście w miarę możliwości dostał jeszcze rabaty 🙂 Może trochę odbiegałam od tematu, bo piszesz o kosztach ukrytych. Tu tez chyba zależy od Salonu .. ja pracuje w rodzinnym Salonie Łazienek z 30 letnia tradycja, Hmm może dlatego inaczej zależy mi na Kliencie .. Widać, ze inaczej traktują Klienta osoby które pracują tylko na etacie od 8 do 16 i po pracy zamykają myślenie o pracy.. tak czy siak, usługa projektu nie obciąża u mnie jakos cen materiałów. A miła obsługa i zzycie się z Klientem powoduje, ze często współpracujemy dalej np przy projekcie mieszkania czy kuchni .. (bo projektuje tez pozostałe wnętrza ale już odpłatnie)
    PS. Bardzo żałuje ze nie mogłam dotrzeć do Warszawy na Twoje wykłady, słyszałam ze były świetne ❤️

    • Dzień dobry, dziękuję za wiadomość i od razu sprostowanie! 🙂 moim celem nie było umniejszanie umiejętnościom osób wykonujących taką usługę z kilku powodów:
      1. Sama tak zaczynałam, pracowałam w salonie płytek jako projektant i byłam rozliczana w systemie prowizyjnym. Stąd czerpię moją wiedzę na temat droższych materiałów. W tym salonie obowiązywał bowiem „zwyczaj”, że klient korzystający z moich usług nie otrzymywał rabatu na płytki. Nie trudno się domyślać, że te zaoszczędzone pieniądze pokrywały moją prowizję.
      2. System pracy w „gratisie” to wymysł właścicieli salonów, a nie pracujących tam projektantów, więc ciężko ich winić za takie postrzeganie usługi
      3. Na dziesięciu świetnych projektantów jeden okaże się partaczem, a smród idzie na wszystkich.
      Chcę tu jasno oddzielić osoby z powołaniem do swojej pracy od tych przypadkowych hurtowników, którzy świadczą wątpliwej jakości uslugę, ale są najbardziej konkurencyjni a przez to najbardziej widoczni.

      P.S. Niedługo będzie relacja na YouTube z wykładów, więc będzie szansa nadrobić zaległości :)) Pozdrawiam serdecznie

      • Ojj to świetnie – czekam na relację z niecierpliwością 🙂 <3
        Oczywiście nie odebrałam tego jako umniejszanie umiejętnościom, ale chyba poczułam potrzebę napisania tego bo często gdzieś pojawiają się teksty właśnie o tym, że kupując w sklepie – jest gorzej. Z tymi prowizjami nawet nie wiedziałam, że tak to działa – ale pewnie to kwestia właśnie Salonu. No i pewnie inaczej patrzę na to z uwagi, że pracuję w rodzinnym biznesie i dostaję stałe wynagrodzenie niezależnie od tego czy mam w miesiącu więcej – czy mniej projektów.

        Dziękuję za odpowiedź i czekam na kolejne wpisy <3 i relację <3 <3 <3

Twoj adres e-mail nie bedzie opublikowany.